Następnego
dnia Nina zaraz po śniadaniu opuściła mój dom, by pomóc Jimowi w sprzątaniu po
wystawie. Ja natomiast miałam chwilę wolnego, więc stwierdziłam, że przesłucham
w końcu tę płytę od taty. I tak musiałam to kiedyś zrobić. Poszłam do pokoju i
zabrałam torebkę, którą miałam wczoraj. Niestety nie znalazłam jej tam.
Podeszłam do biurka, myśląc, że wyłożyłam ją przed wyjściem. Tam też jej nie
było. Zaklęłam w myślach i zaczęłam przeszukiwać cały pokój. Po 15 minutach
usiadałam zrezygnowana na łóżku. Mój telefon zaczął dzwonić.
-Słucham?
-Hej Zoe
-usłyszałam głos Jima. -Co powiesz na kawę w mieście?
-Cześć, przepraszam, ale nie jestem w nastroju na wyjście...
-Nalegam,
po za tym w samochodzie znalazłem coś, co chyba należy do ciebie.
-Tak?
-zapytałam zdziwiona.
-Tak,
znalazłem płytę z logiem wytwórni twojego taty. Chyba ci się zapodziała.
-Dzięki
Bogu -głośno westchnęłam. -Szukałam jej cały ranek...
-W takim
razie jednak nie uciekniesz od tej kawy.
-Zgoda
-lekko się zaśmiałam. -Za godzinę w Espresso Room?
-Jasne,
do zobaczenia.
-Do
zobaczenia -odpowiedziałam i nacisnęłam czerwoną słuchawkę.
Zerwałam
się z łóżka, bo musiałam przebyć co najmniej kilka stacji metra, by dostać się
do kawiarni, a poza tym, zupełnie nie wyglądałam jak osoba, która mogłaby
pokazać się w cywilizowanym mieście. Szybkim krokiem podeszłam do szafy i
wyciągnęłam z niej beżowe spodnie, które od razu wylądowały na moim tyłku i
ciemną koszulę. Zaczęłam zapinać guziki i jednocześnie podążałam do łazienki.
Tam lekko wytuszowałam rzęsy i związałam włosy w niskiego koczka.
*
Po
przejechaniu sześciu stacji wysiadłam kilka ulic od kawiarni. Pięć minut
później wchodziłam już do Espresso Room. W środku, czekał na mnie Jim.
Przywitałam się i zamówiłam średnie latte na wynos. Gdy usiedliśmy przy stoliku
chłopak podał mi płytę, którą od razu włożyłam do torby.
-Dziękuję -powiedziałam. -Już
myślałam, że ją zgubiłam, a za to tata by mnie zabił.
-Nie ma
sprawy. A mogę wiedzieć, co tam jest? Chyba, że serio to jest 'TOP SECRET'.
-To
materiał na nową płytę One Direction.
-To chyba
trochę nudną pracę masz. Może chcesz jeszcze z dziesięć takich kaw? -zaśmiałam
się.
-Na razie
ta mi wystarczy, ale jak będę potrzebować, to zadzwonię.
-Zawsze
służę pomocą -ciepło się uśmiechnął. -Idziemy się przejść?
-Przepraszam,
ale muszę to przesłuchać i jeszcze wskoczyć do wytwórni...
-Jasne... Dzisiaj z Niną przygotowujemy kolację, przyjdziesz?
-Rodzinna
kolacja z Zoe? Nie chcę wam przeszkadzać...
-Rodzice
wychodzą na jakiś bankiet. Przyjadę po ciebie.
-Nie,
przyjdę do was. Tylko napiszcie, o której mam przyjść, żeby wam pomóc.
-Dobra,
to ja lecę po zakupy i do zobaczenia później?
-Okej -pożegnaliśmy
się i udaliśmy w swoje strony.
*
Weszłam
do domu i od razu powędrowałam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i
sięgnęłam po laptopa, który leżał na stoliku nocnym. Odtworzyłam płytę od taty,
chcąc mieć te męki za sobą. Pierwsza piosenka na playliście nazywała się 'Spaces'. Była nawet dobra, ale kolejna - 'Steal My Girl' wydawała mi się
lepsza, jak na pierwszy singiel.
Takim oto
sposobem zaczęłam spisywać swoje uwagi i po 30 minutach skończyłam, akurat w
chwili, kiedy mój telefon zaczął dzwonić.
-Słucham?
-Hej,
skarbie -usłyszałam głos taty. -Jak idzie tobie przesłuchiwanie płyty?
-Cześć,
właśnie skończyłam.
-Masz
jakieś 'ale'?
-Kilka by
się znalazło...
-Dobrze,
to co, wpadniesz do biura?
-Jeśli
muszę... -odpowiedziałam niechętnie. -O której się z nimi umówiłeś?
-Będą za
godzinę. Przyjechać po ciebie czy dasz sobie radę?
-Nie,
przejdę się. Do zobaczenia później.
-Pa
-odpowiedział, a chwilę później usłyszałam kilka sygnałów w słuchawce.
Odłożyłam
telefon na stolik nocny i podeszłam do okna. Od razu poczułam na sobie
promienie słońca, więc postanowiłam się przebrać. Moje długie spodnie z
pewnością nie byłyby dobrym pomysłem po tej zmianie pogody. Po wyciągnięciu z
szafy kremowej sukienki, szybko ją na siebie włożyłam. Chwilę później
przełożyłam kilka rzeczy do nieco większej torebki i mogłam już opuścić dom.
Standardowa droga, którą musiałam przebyć, dziś nie wydawała się tak nudna, bo
razem z każdym krokiem, czas umilał mi głos Chrisa Martina w słuchawkach. Kiedy
w końcu znalazłam się w biurowcu i przywitałam ze wcześniej wspominanym już
ochroniarzem, postanowiłam udać się do windy. Jej drzwi powoli się zamykały, a
ja nie chciałam czekać aż odjedzie beze mnie, więc sprawnym ruchem ręki,
sprawiłam, że znów zaczęły się otwierać. Wiecie... jednak mogłam tą chwilę poczekać.
W środku znalazłam Nialla i Harrego, pewnie udających się na to samo spotkanie,
co ja.
-Hej!
-przywitał się entuzjastycznie blondyn.
-Hej
-odpowiedziałam z niepewnym uśmiechem i spuściłam wzrok.
-Miło cię
widzieć -usłyszałam od Harrego.
-Nie wyczułam
ani grama sarkazmu, wszystko w porządku? -uniosłam brwi.
-W jak
najlepszym -szeroko się uśmiechnął. Wywróciłam oczami, ignorując go, po czym
znowu spuściłam wzrok. Kilka chwil później, drzwi windy w końcu się otworzyły i
mogliśmy z niej wyjść.
-Dzień dobry,
mogę w czymś pomóc? -powrót tipsowej pani. Ciekawe, dla obcych jest miła hmm...
-Nie,
sami trafimy -odpowiedział jej niezbyt miło Harry. Widać nie tylko ja mam jej
dość.
-Um...
dobrze. W takim razie może ja zrobię kawy? -zapytała nieśmiało.
-Nie nie,
dziękujemy -teraz to ja wtrąciłam do rozmowy. Posłałam jej wymuszony uśmiech i
zaczęłam podążać w stronę biura taty. -Kto wie, co mogłaby do niej wsypać
-szepnęłam do Nialla, który szedł obok mnie. Ten tylko lekko zachichotał pod
nosem. -Nie żartuję, ostatnio pomyliła cukier z solą i... cóż Justin Timberlake
zmienił wytwórnię -teraz usłyszałam śmiech Harrego. Odwróciłam głowę i na niego
spojrzałam, ale kiedy tylko nasze oczy się spotkały, znów zmieniłam kierunek, w
który podążył mój wzrok.
Zapukałam
do drzwi gabinetu ojca, po czym lekko je odchyliłam.
-Zoe wejdź, czekamy -zachęcił mnie ruchem ręki. Lekko przytaknęłam i weszłam do
środka, gdzie siedzieli pozostali członkowie One Direction.
-Miejmy
to za sobą -Louis spojrzał na mnie i głośno westchnął. -Jakieś uwagi?
-Po
pierwsze wcale nie muszę tego robić -wyraziłam swoje zdanie o jego zachowaniu
zaraz po tym, jak spojrzał na mnie z pogardą. -Po drugie nie uważaj się za
lepszego ode mnie, po trzecie nie jesteś pępkiem świata, a po czwarte wszystko
jest spisane tu -rzuciłam zeszytem w stół. -Jeśli kiedykolwiek znów będziecie
chcieli, żebym w czymś wam pomogła to pomyślcie jeszcze raz -wstałam z miejsca.
-Jeśli to wszystko to mogłabym już iść? -spojrzałam na tatę.
-Tak,
zobaczymy się w domu -odpowiedział zmieszany.
-Dziękuję
-posłałam mu dziękujące spojrzenie. -Do widzenia -znów zmieniłam ton na niezbyt
miły i wyszłam z pomieszczenia, nie chcąc więcej widzieć tych ludzi.
*
-Możemy
pogadać? -zapytał mój tata, wcześniej pukając do pokoju. Tylko twierdząco kiwnęłam
głową i zrobiłam miejsce na łóżku koło siebie. Ojciec nie skorzystał jednak z
propozycji i usiadł na krześle stojącym przy biurku.
-Wiem, że
chodzi tobie o to, co stało się w biurze, ale chcę tylko powiedzieć, że nie dam
sobie wchodzić na głowę.
-Rozumiem
i nie mam ci niczego za złe -wzdrygnął ramionami. -Chcę po prostu, żebyś
następnym razem wyraziła dla nich nieco większy szacunek, są moimi klientami.
-Wiem to
tato, ale to chyba nie od razu pozwala im traktować mnie jak przedmiot.
-Oczywiście,
że nie. Jeśli to się kiedykolwiek powtórzy, to powiedz. Porozmawiam z nimi.
-Nie,
wolałabym zaprzestać naszym kontaktom. Przykro mi, ale chyba nie pasuję do tego
waszego wielkiego świata.
-Skoro
tak mówisz…
-Zmieńmy
temat, proszę. Jedziemy jutro do stajni? –zapytałam, zmieniając ton na
weselszy.
-Oczywiście,
przecież jutro sobota. Poprosiłem Maddie o przygotowanie twojego konia na
jedenastą, pasuje?
-A co z
twoim koniem? –uniosłam brwi.
-Ma
problemy z chodzeniem, jutro mu odpuszczę.
-Rozumiem…
-niepewnie przytaknęłam.
-Zjesz
coś?
-Chętnie
–posłałam mu ciepły uśmiech. –Wiesz co, w sumie ja zrobię, odpocznij trochę
–wstałam z łóżka. –No już, -wygoniłam go z pokoju ruchem głowy –zawołam jak
będzie gotowe.
-Dziękuję
–uśmiechnął się i zaraz po mnie opuścił pokój.
*Kilka dni później*
Po drodze do biurowca, jak zwykle mijałam te same budynki, a w słuchawkach grał Ed Sheeran. Wjechałam windą na odpowiednie piętro i poszłam do taty. Zapukałam i słysząc 'proszę' weszłam do środka.
-Hej, słońce.
-Cześć, tato. To co to za ważna sprawa, o której chciałeś pogadać?
-Byli dzisiaj u nas w wytwórni chłopcy i zaprosili jutro wieczorem na kolacje i premierowe odsłuchanie ich najnowszej płyty...
-Proszę, powiedz, że mówiąc 'nas' chodzi o ciebie i ludzi z wytwórni -przerwałam mu. -Do mnie przyszedłeś, tylko po to, żebym wybrała tobie jakiś krawat, prawda? -zapytałam błagalnie.
-Nie, ciebie też zaprosili. Chcieli przyjść i sami o tym powiedzieć, ale wydawało mi się, że wolałabyś ograniczyć wasze kontakty do minimum. Ale zanim zaczniesz protestować, więc, że chciałbym, żebyś tam była. Twoje poprawki są naprawdę dobre -powiedział tata siadając na swoim biurku, koło mnie.
-Będą tam tylko ludzie z twojej wytwórni? -westchnęłam głośno.
-Nie, będą tam te 'grube ryby', jak ty to nazywasz, znajomi i rodzina chłopców.
-Czyli nikt nie zauważy jak nie przyjdę, a ty mi przyniesiesz tą płytkę do domu? -zrobiłam minkę zbitego psa.
-Wszyscy zauważą zniknięcie tak pięknej dziewczynki jak ty -odezwał się nowy głos. Spojrzałam w stronę drzwi i zobaczyłam Harry'ego. -Przepraszam, nie chciałem przeszkadzać, ale drzwi były uchylone. Przyniosłem tylko dla ciebie papiery -dodał pospiesznie, spoglądając na tatę.
-Ohh, dziękuję -odpowiedział. -Nie chciałbym was wypraszać, ale mam spotkanie za 5 minut i jeszcze nie wydrukowałem raportów...
-Nie ma sprawy i tak muszę zmykać.
-Ja też będę już leciał, do zobaczenia jutro, Dan -powiedział Harry, ściskając rękę taty.
Harry przepuścił mnie w drzwiach, za którymi stał Andy - ochroniarz chłopców.
-Dzień dobry -przywitałam się.
-Cześć -odpowiedział z uśmiechem.
Pożegnawszy się z panią z recepcji, weszliśmy do windy.
-Zoe, może dasz się zaprosić na lody? - zapytał Harry.
-Jaki jest haczyk? -odpowiedziałam pytaniem na pytanie, unosząc przy tym jedną brew.
-Nie ma haczyka.
-W takim razie czemu nie... -niepewnie się zgodziłam.
Weszliśmy do parku, oczywiście cały czas pilnowani przez Andy'ego i ruszyliśmy w stronę mężczyzny sprzedającego lody.
-Na jakie masz ochotę? -zapytał Harry, jeszcze kiedy staliśmy w kolejce.
-Miętowe -lekko przytaknęłam.
-Wyjdź za mnie -stanął naprzeciw i spojrzał mi w oczy całkiem poważny.
-Co? -zaczęłam się śmiać.
-Nikt kogo znam, a znam bardzo dużo ludzi, nie lubi lodów miętowych. Obiecałem sobie, że jeśli kiedykolwiek spotkam dziewczynę, która je lubi, od razu się z nią ożenię.
-Przykro mi Harry, -położyłam mu rękę na ramieniu i zwróciłam się jak do małego dziecka - my nadal się nie lubimy.
*
-Zoe -tata stał nade mną, próbując mnie obudzić.
-Hm? -zapytałam, nawet nie otwierając oczu.
-Wstawaj, słońce, musimy zaraz wyjeżdżać.
-Już wstaję -odpowiedziałam, niechętnie wstając z łóżka. Wykonałam najpotrzebniejsze czynności i dwadzieścia minut później gotowa byłam wyjść z domu. Złapałam tylko w biegu kanapkę, którą wcześniej przygotował tata i zaraz po nim wsiadłam do auta.
W stadninie spędziliśmy prawie cały dzień. Później tata postanowił wrócić do domu, ja natomiast jeszcze kończyłam pielęgnować swojego konia.
*Kilka dni później*
Po drodze do biurowca, jak zwykle mijałam te same budynki, a w słuchawkach grał Ed Sheeran. Wjechałam windą na odpowiednie piętro i poszłam do taty. Zapukałam i słysząc 'proszę' weszłam do środka.
-Hej, słońce.
-Cześć, tato. To co to za ważna sprawa, o której chciałeś pogadać?
-Byli dzisiaj u nas w wytwórni chłopcy i zaprosili jutro wieczorem na kolacje i premierowe odsłuchanie ich najnowszej płyty...
-Proszę, powiedz, że mówiąc 'nas' chodzi o ciebie i ludzi z wytwórni -przerwałam mu. -Do mnie przyszedłeś, tylko po to, żebym wybrała tobie jakiś krawat, prawda? -zapytałam błagalnie.
-Nie, ciebie też zaprosili. Chcieli przyjść i sami o tym powiedzieć, ale wydawało mi się, że wolałabyś ograniczyć wasze kontakty do minimum. Ale zanim zaczniesz protestować, więc, że chciałbym, żebyś tam była. Twoje poprawki są naprawdę dobre -powiedział tata siadając na swoim biurku, koło mnie.
-Będą tam tylko ludzie z twojej wytwórni? -westchnęłam głośno.
-Nie, będą tam te 'grube ryby', jak ty to nazywasz, znajomi i rodzina chłopców.
-Czyli nikt nie zauważy jak nie przyjdę, a ty mi przyniesiesz tą płytkę do domu? -zrobiłam minkę zbitego psa.
-Wszyscy zauważą zniknięcie tak pięknej dziewczynki jak ty -odezwał się nowy głos. Spojrzałam w stronę drzwi i zobaczyłam Harry'ego. -Przepraszam, nie chciałem przeszkadzać, ale drzwi były uchylone. Przyniosłem tylko dla ciebie papiery -dodał pospiesznie, spoglądając na tatę.
-Ohh, dziękuję -odpowiedział. -Nie chciałbym was wypraszać, ale mam spotkanie za 5 minut i jeszcze nie wydrukowałem raportów...
-Nie ma sprawy i tak muszę zmykać.
-Ja też będę już leciał, do zobaczenia jutro, Dan -powiedział Harry, ściskając rękę taty.
Harry przepuścił mnie w drzwiach, za którymi stał Andy - ochroniarz chłopców.
-Dzień dobry -przywitałam się.
-Cześć -odpowiedział z uśmiechem.
Pożegnawszy się z panią z recepcji, weszliśmy do windy.
-Zoe, może dasz się zaprosić na lody? - zapytał Harry.
-Jaki jest haczyk? -odpowiedziałam pytaniem na pytanie, unosząc przy tym jedną brew.
-Nie ma haczyka.
-W takim razie czemu nie... -niepewnie się zgodziłam.
Weszliśmy do parku, oczywiście cały czas pilnowani przez Andy'ego i ruszyliśmy w stronę mężczyzny sprzedającego lody.
-Na jakie masz ochotę? -zapytał Harry, jeszcze kiedy staliśmy w kolejce.
-Miętowe -lekko przytaknęłam.
-Wyjdź za mnie -stanął naprzeciw i spojrzał mi w oczy całkiem poważny.
-Co? -zaczęłam się śmiać.
-Nikt kogo znam, a znam bardzo dużo ludzi, nie lubi lodów miętowych. Obiecałem sobie, że jeśli kiedykolwiek spotkam dziewczynę, która je lubi, od razu się z nią ożenię.
-Przykro mi Harry, -położyłam mu rękę na ramieniu i zwróciłam się jak do małego dziecka - my nadal się nie lubimy.
*
-Zoe -tata stał nade mną, próbując mnie obudzić.
-Hm? -zapytałam, nawet nie otwierając oczu.
-Wstawaj, słońce, musimy zaraz wyjeżdżać.
-Już wstaję -odpowiedziałam, niechętnie wstając z łóżka. Wykonałam najpotrzebniejsze czynności i dwadzieścia minut później gotowa byłam wyjść z domu. Złapałam tylko w biegu kanapkę, którą wcześniej przygotował tata i zaraz po nim wsiadłam do auta.
W stadninie spędziliśmy prawie cały dzień. Później tata postanowił wrócić do domu, ja natomiast jeszcze kończyłam pielęgnować swojego konia.
-Jak tam randka ze Stylesem? -usłyszałam nad sobą głos Maddie.
-Huh? -zmarszczyłam brwi, przenosząc wzrok na dziewczynę.
-Widziałam zdjęcia, ładnie razem wyglądacie -puściła mi oczko.
-Co? -uniosłam brwi. -To nie tak. Szczerze mówiąc nie chcę mieć z nim nic wspólnego -posłałam jej uśmiech i wróciłam do czyszczenia siodła.
-To dlatego spacerujesz z nim po parku?
-To był zwykły zbieg okoliczności, spotkaliśmy się w biurze taty i zaprosił mnie na lody. Zwykły spacer, nic więcej.
-Powiedz to ludziom, którzy piszą artykuły...
-W sumie mam to głęboko i szeroko, nic o mnie nie wiedzą. To Harry będzie musiał się tłumaczyć -wzdrygnęłam ramionami.
-Zoe "mam na wszystko wylane" Green –lekko zachichotała.
-Yup –przytaknęłam i podniosłam siodło. –Będę się powoli zbierać. Mogłabyś zajrzeć do konia taty w poniedziałek po wizycie weterynarza? Wiem, że już poprosił o to Mike’a, ale tobie ufam bardziej…
-Jasne, zajmę się tym –ciepło się uśmiechnęła.
-Dziękuję –odwzajemniłam gest –w takim razie do zobaczenia w przyszłym tygodniu –nie odpowiedziała nic, tylko kiwnęła głową na pożegnanie.
Odłożyłam siodło w drugiej części stajni i udałam się do szatni, by założyć czyste ubrania. Zdjęłam nieco zabrudzone buty i poszłam pod prysznic. Szybko pozwoliłam spłynąć paru porcjom ciepłej wody po moim ciele i owijając się ręcznikiem, wróciłam do szatni. Nałożyłam wcześniej uszykowane ubrania, po czym wyłożyłam torbę z szafki. Później mogłam opuścić klub. W recepcji zastałam ochroniarza One Direction. Z nieco zdziwioną miną podeszłam bliżej.
-Nie wiedziałam, że jeździ pan w naszym klubie –od razu przeniósł na mnie wzrok.
-Co? Nie, nie. Nie jeżdżę konno –posłał mi uśmiech. –Właściwie to przyjechałem po ciebie. Twój tata zapytał, czy mógłbym odwieźć cię do domu.
-Dlaczego? –zmarszczyłam brwi.
-Z tego, co wiem, jesteście umówieni na kolację, po drugie pod waszym domem kręcą się niepotrzebni goście od czasu, kiedy wyszłaś na spacer z Harrym.
-Oh… Nie musi się pan martwić, jakoś dam sobie radę.
-Nie wątpię –znów obdarzył mnie uśmiechem, -ale skoro już tutaj jestem?
-Niech będzie –odwzajemniłam uśmiech.
-Wsiadaj –otworzył mi drzwi od auta, kiedy tylko znaleźliśmy się na zewnątrz.
-Dlaczego mój tata poprosił właśnie pana? –przerwałam niezręczną ciszę, która panowała w samochodzie podczas jazdy.
-Po pierwsze, mów mi po imieniu, będzie przyjemniej –skierował na mnie wzrok i znów ciepło się uśmiechnął. –Jeśli chodzi o twojego ojca to zadzwoniłem akurat, gdy dotarł do domu. Z racji tego, że i tak nie miałem nic do roboty, zgodziłem się, żeby podrzucić cię do domu.
-Dziękuję.
Kiedy w końcu znalazłam się w domu i przemknęłam przez próg, rzuciłam tacie znaczące spojrzenie. Rozumiem, że chce mnie chronić, ale bez przesady… Bez zbędnych słów udałam się do swojego pokoju i rzuciłam torbę na ziemię. Później wyciągnęłam z szafy sukienkę i położyłam ją na łóżku. Zostało wybrać tylko buty. Stwierdziłam, że nie będzie z tym większego problemu, więc postanowiłam zostawić decyzję na później. Usiadłam przy toaletce i zaczęłam wykładać wszystkie potrzebne mi kosmetyki.
-Mogę? -tata lekko zastukał w drzwi, po czym lekko je uchylił.
-Tak -odmruknęłam pod nosem, nie przestając wybierać kosmetyków z szuflady.
-Jesteś zła? -zapytał niepewnie.
-Poza tym, że nie rozumiem dlaczego traktujesz mnie jak małe dziecko, które nie potrafi poradzić sobie w życiu, wszystko w porządku.
-Skarbie, nie o to chodzi. Wiem, że twoje spotkania z Harrym...
-Jakie spotkania z Harrym? -przerwałam mu z oburzeniem. -Poszłam z nim do parku. Raz. Jeden jedyny raz, nie mam zamiaru więcej tego robić.
-Zaraz, to właściwie po co to było? -zapytał zdziwiony.
-Nie wiem, to był zbieg okoliczności, nie wiedziałam, że przez to będziemy mieli paparazzi w ogródku, przepraszam.
-Nie przepraszaj, możesz spotykać się z kim chcesz, ja po prostu nie chcę żeby coś się tobie stało -podszedł bliżej i położył mi rękę na ramieniu. Przeniosłam wzrok do góry. -Jedną najważniejszą kobietę już straciłem, ciebie nie mogę. Tylko dlatego się troszczę, Zoe. Nie bądź na mnie zła...
-Nie jestem zła, -ciepło się uśmiechnęłam -ale błagam, nie karz ochroniarzowi odwozić mnie do domu, sama dam sobie radę.
-Nie wątpię w to słońce -ucałował mnie w głowę. -O siedemnastej trzydzieści przyjedzie po nas samochód, bądź gotowa.
-Dobrze -przytaknęłam i wróciłam do wybierania kosmetyków. Tata zdążył opuścić pokój, ja natomiast wyłożyłam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy na blat toaletki.
-Mogę? -tata lekko zastukał w drzwi, po czym lekko je uchylił.
-Tak -odmruknęłam pod nosem, nie przestając wybierać kosmetyków z szuflady.
-Jesteś zła? -zapytał niepewnie.
-Poza tym, że nie rozumiem dlaczego traktujesz mnie jak małe dziecko, które nie potrafi poradzić sobie w życiu, wszystko w porządku.
-Skarbie, nie o to chodzi. Wiem, że twoje spotkania z Harrym...
-Jakie spotkania z Harrym? -przerwałam mu z oburzeniem. -Poszłam z nim do parku. Raz. Jeden jedyny raz, nie mam zamiaru więcej tego robić.
-Zaraz, to właściwie po co to było? -zapytał zdziwiony.
-Nie wiem, to był zbieg okoliczności, nie wiedziałam, że przez to będziemy mieli paparazzi w ogródku, przepraszam.
-Nie przepraszaj, możesz spotykać się z kim chcesz, ja po prostu nie chcę żeby coś się tobie stało -podszedł bliżej i położył mi rękę na ramieniu. Przeniosłam wzrok do góry. -Jedną najważniejszą kobietę już straciłem, ciebie nie mogę. Tylko dlatego się troszczę, Zoe. Nie bądź na mnie zła...
-Nie jestem zła, -ciepło się uśmiechnęłam -ale błagam, nie karz ochroniarzowi odwozić mnie do domu, sama dam sobie radę.
-Nie wątpię w to słońce -ucałował mnie w głowę. -O siedemnastej trzydzieści przyjedzie po nas samochód, bądź gotowa.
-Dobrze -przytaknęłam i wróciłam do wybierania kosmetyków. Tata zdążył opuścić pokój, ja natomiast wyłożyłam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy na blat toaletki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz