niedziela, 22 lutego 2015

5 'Chodźmy stąd'

-Masz ochotę na jeszcze jednego? -Gemma krzyknęła mi do ucha, gdyż klubowa muzyka zagłuszała prawie wszystko, co starała się powiedzieć. Mimo iż chłopcy zabrali nas do strefy VIP, nadal nie dało uniknąć się głośnych dźwięków. W sumie nie było się czemu dziwić, to jeden z najbardziej obleganych klubów w Londynie. Aktualnie w boksie znajdowałam się tylko z Gemmą i Niallem, reszta ruszyła na parkiet. Do tej pory, zdążyłam się dowiedzieć, że siostra Styles jest mistrzynią sarkazmu i bardzo lubi wkurzać swojego brata. Było mi to na rękę, bo mnie samej nie zależało na niczym bardziej, niż na denerwowaniu One Direction. Na pytanie Gemmy odpowiedziałam tylko przeczącym ruchem głowy.
-Ale ja chętnie się napije, pójdę zamówić -znów przekrzyczała głośną muzykę i poderwała się z miejsca.
-Zatańczymy? -usłyszałam Nialla z naprzeciwka. Tylko przytaknęłam, nie chcąc tracić głosu i wstałam. Blondyn chwycił mnie za rękę, byśmy po drodze na parkiet nie zgubili się w tłumie i zaczął prowadzić. Kiedy w końcu znaleźliśmy trochę przestrzeni wśród tańczących, umieścił swoje dłonie na moich biodrach i zaczął wykonywać powolne ruchy w rytm muzyki. Zacisnęłam swoje ręce na jego karku i poddałam się muzyce. Nasze ciała lekko się kołysały i momentalnie zrobiło się gorąco. Nie dlatego, że Niall był całkiem przystojny i mogłam zatopić się w jego niebieskich tęczówkach. Spowodowane było to bardziej natłokiem ludzi, którzy znajdowali się w klubie i alkoholem, płynącym już w mojej krwi. Wszystko wokół zaczęło wirować, a uścisk na szyi Nialla powoli się rozluźniał. Szybko jednak postanowiłam się otrząsnąć i znów mocniej złączyłam dłonie. Po kilku minutach intensywnego tańca z Niallem, postanowiłam wrócić do stolika, gdyż moja głowa zamieniła się w tykającą bombę.
-Wszystko w porządku, nie wyglądasz za dobrze... -zaczęła Gemma, gdy zajęłam miejsce obok niej.
-Tak, tylko trochę kręci mi się w głowie -posłałam jej niepewny uśmiech. -Gdzie reszta? -zmieniłam temat.
-Zayn i Perrie już poszli, Louis tańczy z Eleanor a Liam z Sophią -Harry odpowiedział na moje pytanie. -Jesteś pewna, że wszystko okej?
-To nic takiego -słabo się uśmiechnęłam.
-Stawiam kolejkę, idziecie? -do boksu wpadł pijany już Louis i zaczął się drzeć.
-Pewnie! -Gemma od razu się poderwała.
-Niall? -Louis uniósł brew.
-Już idę!
-Harry, ty może zajmij się naszą koleżanką -powiedział do Stylesa, kiedy zauważył, że ten siedzi właśnie koło mnie. Zaraz po tym, oddalił się.
-Co ja mu takiego zrobiłam, że mnie nie lubi? -zapytałam sama siebie pod nosem.
-Nic nie zrobiłaś, on po prostu nie lubi, gdy za dużo ludzi wtrąca się do zespołu. Myśli, że nie jesteś ani muzykiem ani producentem, więc nie możesz wyrazić opinii na nasz temat. Nie przejmuj się nim, bo zwariujesz -pogładził moją dłoń i lekko uniósł kąciki ust. Znów przeszedł mnie dziwny dreszcz i znów mocniej zakręciło mi się w głowie. -Wszystko okej? -zapytał zaniepokojony.
-Wiesz, ja chyba pójdę do domu... -odpowiedziałam, przymykając oczy. Czułam, że zaraz odjadę, powieki wydawały się tak ciężkie, trudne do uniesienia.
-Chodźmy stąd -Harry wstał i przytrzymał mnie swoją silną dłonią. Droga na zewnątrz ciągnęła się w nieskończoność. Co chwila ktoś stawał nam na drodze, popychał lub zaczepiał. Do tego dochodził zapach przeróżnych alkoholi i papierosów. Bóg wie czego jeszcze. Od razu poczułam się lepiej, kiedy dotarło do mnie świeże powietrze. To było zupełnie jak zimny prysznic.
-Dzięki Bogu -powiedziałam z ulgą, wypełniając płuca czymś, co nie wiąże się z imprezą.
-Lepiej? -zapytał Harry, wciąż mnie przytrzymując.
-Tak, dziękuję -posłałam mu ciepły uśmiech, co od razu odwzajemnił.
-Samochód stoi za rogiem, ale nie mogę prowadzić. Będziesz miała coś przeciwko, jeśli się przejdziemy?
-Nie, świeże powietrze dobrze mi zrobi.
Z klubu do mojego domu na piechotę było jakieś pół godziny drogi, ale wieczór był całkiem ciepły. Niepokoiło mnie tylko to, że miałam do końca spędzić go z Harrym. Szliśmy, a właściwie wlekliśmy się w ciszy. Wcale mi to jednak nie przeszkadzało, ani trochę nie była ona niezręczna. Lekki wiatr plątał moje włosy a ja chichrałam się za każdym razem, kiedy niesforny kosmyk trafiał na czoło.
-My nadal się nie lubimy, prawda? -zapytał nieśmiało, przerywając ciszę. Nie odpowiedziałam nic, tylko spojrzałam na niego i zaczęłam się śmiać. -No co? -odpowiedział mi śmiechem, a na jego policzkach pojawiły się dwa dołeczki. -Tylko się upewniam -wciąż nie przestawał się śmiać. Ja natomiast znów przeniosłam wzrok na swoje stopy, które niesfornie stawiałam w jednej linii. Obok słyszałam tylko pojedyncze chichoty Harrego.
-Możesz przestać się ze mnie śmiać? -zatrzymałam się i spojrzałam na niego z miną zbitego psa.
-Nie umiesz stawiać nóg w jednej linii, nie gdy jesteś pijana -cały czas się chichrał.
-Nie jestem pijana -oburzyłam się. -No może trochę -dodałam niepewnie po tym, jak się zachwiałam. Byłam blisko upadku, na szczęście Harry znów wykazał się silną ręką. -Dzięki -mruknęłam, nieśmiało na niego patrząc.
-Nie ma sprawy -uniósł kąciki do góry. -Jesteś pewna, że dasz radę dojść do domu? -zapytał lekko zmartwiony moim stanem.
-Tak, przecież nic mi nie jest -uśmiechnęłam się pewnie, jednak kilka sekund później potknęłam się o własne nogi.
-No rzeczywiście ci nic nie jest -zaśmiał się.
-To tylko przez te szpilki -usprawiedliwiłam się. -Najchętniej bym je ściągnęła -westchnęłam.
-Chodź tu -'zatrzymał' mnie i przykucnął przede mną.
-Harry, co ty robisz? -zapytałam rozbawiona.
-Próbuję zapobiec twojemu samobójstwu przez założenie tych butów. Wskakuj -zaśmiałam się.
-Nie, Harry -odpowiedziałam, próbując zakryć mój uśmiech.
-Wskakuj, albo zaraz zabiorę cię na ręce i sam zaniosę do domu -zaczął się śmiać, jednak nadal się pochylał. -No dalej, Zo.
-Jeśli się połamiesz to będzie tylko i wyłącznie twoja wina, okej?
-Nie ma sprawy, biorę wszystko na siebie.
Zaśmiałam się i ściągnęłam swoje buty, a następnie wskoczyłam mu na plecy.
-Od razu lepiej -powiedziałam przekładając obuwie do lewej ręki.
-No i teraz mam pewność, że się nie wywalisz i nie wlecisz pod nadjeżdżający samochód.
-Haha dzięki za troskę -dodałam do wypowiedzi nieco sarkazmu.
Wygodnie ułożyłam się na plecach Harrego i obserwowałam okolicę, kiedy to on martwił się o to, gdzie idziemy. Wokół nie było nikogo. Nie znajdowaliśmy się bowiem blisko centrum Londynu, dlatego ulice były puste.
-Nie za wygodnie ci tam? -spojrzał na mnie od boku, kiedy położyłam na nim swoją głowę.
-Wręcz przeciwnie, masz niewygodne barki.
-Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale ja wcale nie muszę tego robić. Mogę odstawić cię na ziemię, a dalej pójdziesz sama.
-Nie, twoje barki są lepszą opcją -poklepałam go po głowie.

*

-Wejdziesz do środka? -zapytałam, kiedy w końcu znaleźliśmy się na werandzie.
-Boisz się, że nie trafisz do własnego pokoju?
-Daj spokój, nie jestem pijana -wywróciłam oczami.
-Tak, wiem. Tylko trochę -zaśmiał się.
-Nie mam zamiaru dalej się o to kłócić, wchodzisz czy nie? -wyciągnęłam klucze z torebki i wsadziłam jeden do zamka w drzwiach.
-Skoro zapraszasz, nie wypada odmówić.
-Tylko cicho, tata pewnie śpi -nacisnęłam klamkę i powoli otworzyłam drzwi. Po przekroczeniu progu, zapaliłam lampkę stojącą na komodzie i odwiesiłam marynarkę na wieszak. Ruchem ręki zaprosiłam Harrego wgłąb domu. Staraliśmy się dotrzeć do mojego pokoju najciszej, jak tylko było to możliwe. Niestety w domu było całkiem ciemno, a żadne z nas nie było do końca trzeźwe, dlatego cały czas potykaliśmy się na schodach, na co reagowałam tylko chichotem. Zresztą, idący za mną Harry robił dokładnie to samo. W końcu dotarliśmy na górę. Czekał nas teraz tylko długi korytarz do przebycia, byśmy w końcu znaleźli się w moim pokoju. Stawiałam stopy na zimnej podłodze najciszej, jak tylko mogłam. Mój korytarz, który pokonuję codziennie, tamtej nocy wydawał się sto razy dłuższy. W końcu jednak, stanęłam przed drzwiami pokoju. Zaraz po ich otworzeniu, nacisnęłam włącznik światła. Momentalnie poraziło mnie jasne światło i nareszcie widziałam to, gdzie się znajduję i co robię. Zmęczona, rzuciłam buty w kąt, a sama padłam na łóżko.
-Rozgość się -rzuciłam do Harrego, lekko unosząc głowę. Zaraz po tym jednak, znów wygodnie ułożyłam ją na materacu.
-Całkiem przytulnie tu masz -stwierdził, rozglądając się po pokoju. -Sama je robiłaś? -wskazał na zdjęcia, wiszące na ścianie.
-Mhm -mruknęłam pod nosem, -po jednym z każdego kraju, w którym byłam.
-Dużo tego...
-Tata często wyjeżdża, zresztą z pewnością o tym wiesz. Czasem zabiera mnie ze sobą -znów uniosłam głowę i uśmiechnęłam się do Harrego.
-Pewnie -lekko przytaknął. -A te? -jego palec wskazał pojedyncze zdjęcia, poprzyczepiane małymi klamerkami tuż nad moim łóżkiem.
-Rodzina, przyjaciele, miłe wspomnienia...
-Nie zaliczam się ani do rodziny, ani pewnie do przyjaciół, ale chcę się tam znaleźć -usiadł koło mnie.
-Chyba żartujesz, jako co? Miłe wspomnienie? -uniosłam brwi.
-Wypraszam sobie, nie zapominaj, kto cię tu przyniósł.
-Nie ma mowy -przecząco pokręciłam głową.
-Oh no dalej, to tylko jedno zdjęcie
-Tylko jedno -zagroziłam mu palcem.
-Ale powiesisz je tam? -teraz to on uniósł brwi.
-Nie wiem -wzdrygnęłam ramionami, -zastanowię się.
Zaraz po tym wstałam z łóżka i sięgnęłam po aparat leżący na komodzie. Harry od razu zainteresował się sprzętem i wziął go w swoje dłonie.
-Uśmiech? -nic nie odpowiedziałam, tylko się zaśmiałam i wywróciłam oczami. Chwilę później oboje spojrzeliśmy w obiektyw, a Harry zrobił zdjęcie. -Widzisz, nie bolało.
-A mogło -dźgnęłam go w bok.
-Uważaj sobie koleżanko -zagroził mi palcem.-Bo co? -zachichotałam.
-Mogę oddać -wytknął mi język i oddał dźgnięciem. Zaczęłam się tylko głośniej śmiać, nie móc powstrzymać Harrego. Był silniejszy ode mnie, to chyba oczywiste. Nie mogłam wydostać się spod jego ciała, chociaż bardzo chciałam. Mój śmiech był nieopanowany. Wręcz krztusiłam się powietrzem.
-Ciszej, mój ojciec się obudzi -próbowałam mówić przez śmiech.
-Ależ ja jestem cicho, to ty się drzesz -cwaniacko się uśmiechnął, nie przestając mnie dźgać.
-Harry przestań, proszę -starałam się jak najciszej na niego krzyczeć.
-Ale zawiesisz zdjęcie?
-Daj spokój, nie zasłużyłeś na to -ciągnęłam, dalej dławiąc się powietrzem.
-W takim razie to będzie dłuuuuuuga noc -mocniej przyparł na mnie swoim ciałem i kolejny raz wbił palec w mój bok.
-Okej, okej, wystarczy. Zawieszę to głupie zdjęcie -poddałam się w końcu.
-Dobra dziewczynka -głupio się uśmiechnął i zszedł ze mnie, kładąc się obok.
-Powinnam być wredna i oto nie pytać, ale napijesz się herbaty? -zapytałam, spoglądając na niego od boku. Przekręcił głowę i lekko przytaknął. -W takim razie zaraz wracam, a ty zdejmij buty, jeśli chcesz leżeć na mojej białej pościeli -wstałam i wskazałam palcem na jego stopy.
-Tak, szefie -odpowiedział niechętnie.
Wyszłam z pokoju i oświetlając sobie drogę telefonem, udałam się do kuchni. Tam wstawiłam wodę i wsadziłam torebki z herbatą do kubków. W czasie, kiedy gotowała się woda, odblokowałam telefon i odwiedziłam twittera. Oprócz gróźb i życzeń mi śmierci od fanek One Direction, co stało się już codziennością, zauważyłam też tweeta od Nialla, który chciał się upewnić, czy wszystko okej.
"@NiallOfficial: @ZoeSmith wszystko okej? Dotarłaś bezpiecznie do domu? xx"
Bez zastanowienia odpowiedziałam:
"@ZoeSmith: @NiallOfficial tak, miałam niezłą eskortę ;) Do zobaczenia niedługo xx"
Zdążyłam przeczytać jeszcze kilka tweetów, kiedy woda w czajniku zaczęła się gotować. Wlałam wrzątek do kubków i po dodaniu cukru, zamieszałam. W pokoju znalazłam się dopiero jakiś czas później, bo musiałam wymyślić, jak się tam dostać jednocześnie: widząc drogę, nie budząc ojca i niosąc wrzątek w dwóch rękach. Zastałam tam Harrego, w takiej samej pozycji, jak przed moim wyjściem, tyle że nie miał już na sobie butów i... spał. Przed moim przyjściem zdążył jednak zawiesić zdjęcie nad łóżkiem. Kiedy je zobaczyłam, uśmiechnęłam się pod nosem i wywróciłam oczami.
-Harry... -podeszłam bliżej -nie śpij... -nic nie odpowiedział.Tylko pomruczał coś pod nosem i odwrócił się w drugą stronę. -No to chyba sobie nie pogadamy -wzdrygnęłam ramionami.
Delikatnie usiadłam na łóżku, starając się nie budzić Harrego i zaczęłam się zastanawiać, co ze sobą zrobić. Ostatecznie, po spojrzeniu na zegarek, który wskazywał kwadrans do czwartej, postanowiłam położyć się spać. Znów wstałam z miejsca i po upewnieniu się, że Harry na mnie nie patrzy, zdjęłam z siebie sukienkę. Szybko założyłam luźną, nieco za dużą koszulkę i z powrotem wróciłam do łóżka. Najpierw przykryłam Harrego kocem, potem siebie kołdrą. Czułam się dość niekomfortowo, leżąc na wznak, kiedy koło mnie znajdował się on. Kręcił mnie. I to cholernie, ale przecież "się nie lubimy", nie?

środa, 4 lutego 2015

4 'Zoe, idziesz z nami, prawda?'

Równo o siedemnastej trzydzieści, pod nasz dom podjechał samochód. Razem z tatą, wsiadłam do niego, prosząc Boga, by jeszcze nie zaczęty się wieczór już dobiegł końca. 
Dom, pod który podjechaliśmy, nie wydawał się być duży. Dowiedziałam się o jego niepozorności dopiero, gdy przekroczyłam próg. Drzwi otworzył nam mężczyzna w średnim wieku, zapraszając do środka. Już wtedy dostrzegłam mieniące się, wysoko zawieszone żyrandole i wielki, elegancki hol. To właśnie tam zaczęły docierać do nas dźwięki muzyki, która dobiegała z pomieszczenia znajdującego się gdzieś głębiej. Oddaliśmy swoje kurtki wcześniej wspomnianemu mężczyźnie, a później udaliśmy się we wskazanym przez niego kierunku. W, jak mniemam, salonie znajdowało się już około piętnastu osób, rozmawiających w niedużych grupkach. Nie zauważyłam jednak głównych bohaterów dzisiejszej imprezy, co szczerze mówiąc było mi na rękę.
-Poczekasz chwilkę, pójdę się przywitać? -zapytał tata, lekko się nade mną pochylając. Nic nie odpowiedziałam, tylko twierdząco kiwnęłam głową. Ojciec udał się w kierunku grupy rozmawiających ze sobą mężczyzn, ja natomiast nadal stałam w tym samym miejscu, zwracając uwagę na urządzenie wnętrza, w którym akurat przebywałam. Mój wzrok przyciągnęły szczególnie złote wykończenia foteli, idealnie komponujące się z błyszczącym żyrandolem, wiszącym nad moją głową.
-O już jesteś, świetnie, myślałem, że nie zdążysz! -podszedł do mnie nieznajomy mężczyzna, kładąc rękę na ramieniu. Lekko podskoczyłam, gdyż nie zauważyłam wcześniej, że ktoś się zbliża.
-Słucham? -uniosłam brwi i zapytałam zdziwiona.
-Anne, prawda? Chodź do kuchni, musisz nam pomóc przygotować jeszcze przekąski -chwycił za moją rękę z zamiarem zaprowadzenia mnie do kuchni.
-Nie, to jakaś pomyłka -nerwowo się zaśmiałam i wyrwałam swoją rękę z jego uścisku.
-Nie jesteś Anne? -uniósł jedną brew.
-Nie.
-W takim razie co tutaj robisz? Masz jakieś... dwadzieścia lat -wzdrygnął ramionami, -a z tego co wiem, mają być tutaj same grube ryby.
-Dla ścisłości, mam dziewiętnaście lat i nie jestem żadną grubą rybą -sztucznie się do niego uśmiechnęłam. -A ty następnym razem mógłbyś wykazać się większą delikatnością -pogłębiłam nadal sztuczny uśmiech.
-Przepraszam, to nie był dobry początek z mojej strony. Zacznijmy od nowa, jestem Alex -wyciągnął do mnie rękę. Tajemniczo na niego spojrzałam, po czym zdecydowałam się ją jednak uścisnąć.
-Zoe -przyjaźnie uniosłam kąciki ust. -Skoro ty też nie jesteś grubą rybą, to co tu robisz?
-Nadzoruję catering, ktoś musi. Mamy problem z jedną z kelnerek, myślałem, że to ty, jeszcze raz przepraszam.
-Nic się nie stało. Szczerze mówiąc wolałabym, gdyby w ogóle mnie tu nie było...
-Grube ryby to nie twój klimat?
-Mniej więcej -wzruszyłam ramionami.
-W takim razie jedziemy na tym samym wózku, ale pogadamy o tym innym razem. Muszę wracać do pracy.
-Jasne, rozumiem -ciepło się uśmiechnęłam.
-Miło było cię poznać -odwzajemnił mój gest.
-Ciebie również.
-Do zobaczenia później -lekko przytaknęłam i odwróciłam się w stronę zbliżającego się taty.
-Ładnie, ładnie. Jesteśmy tu dopiero od pięciu minut, a ciebie już ktoś podrywa -powiedział zaraz po tym, jak zniknął Alex. W odpowiedzi wywróciłam tylko oczami.
-Coś drętwa ta impreza -zmieniłam temat. -Będziemy tutaj tak tylko stać?
-Nie, za chwilę powinni pojawić się chłopcy. Przesłuchamy razem płytę -uśmiechnął się.
-A potem będę mogła w końcu iść do domu? -zapytałam z nadzieją, szerzej otwierając oczy.
-Zoe, błagam, nie masz pięciu lat -głęboko westchnął.
-Może właśnie dlatego nie powinno mnie tu być? -uniosłam brwi.
-A może twoje poprawki są dobre i przyczyniłaś się do tej płyty? To tylko głupia kolacja, nie musisz z nimi rozmawiać -położył mi rękę na ramieniu. -Zrobisz dla mnie choć tyle?
-Tak -lekko westchnęłam i pokręciłam głową. W tym samym momencie mój ojciec przeniósł wzrok na inny punkt. Kiedy zrobiłam to samo, moim oczom ukazały się wielkie gwiazdy, które przybyły lekko spóźnione na własną imprezę. No tak, przecież wypada chwilę się spóźnić.

*
-To by było na tyle. Osobiście jestem bardzo zadowolony z efektu końcowego. Wszyscy bardzo ciężko pracowaliśmy nad tą płytą i mamy nadzieję, że osiągnie jeszcze większy sukces niż poprzednie -Harry powoli kończył swoje przemówienie. -Wszyscy jak tutaj stoicie, po części przyczyniliście się do tego, w jakim miejscu jesteśmy dzisiaj, dlatego w imieniu chłopców i swoim bardzo wam dziękujemy -wzniósł w górę kieliszek szampana, który trzymał w dłoni. -Wasze zdrowie!
Mimo, że nigdy nie lubiłam takich imprez i sztucznego uśmiechania się, uniosłam lekko w górę swój kieliszek i upiłam z niego nieco alkoholu. Po toaście zostaliśmy zaproszeni na kolację. Wszyscy goście uczestniczący w imprezie przeszli do wielkiej jadalni, w której czekał poczęstunek. Zajęłam miejsce między swoim ojcem a Niallem.
Po kolacji znów wróciliśmy do poprzedniego pomieszczenia i ludzie podzielili się na małe grupki. Nie miałam zamiaru trafić do żadnej z nich, dlatego stanęłam tuż obok fortepianu stojącego na uboczu i obserwowałam wszystkich gości.
-Będziesz sama tutaj tak stała? -usłyszałam za sobą znajomy głos. Od razu odwróciłam wzrok.
-Nie powinieneś zająć się gośćmi? -uniosłam brwi.
-Mam małą przerwę -tajemniczo spojrzał na mnie z góry. Był ode mnie wyższy. I to dużo. Właściwie, od razu mnie zaintrygował, mimo że znam go dopiero od jakiś dwóch godzin. Alex był jednym z tych facetów, na których zwraca się uwagę od samego początku. Starałam się ukradkiem patrzeć na niego cały czas podczas kolacji. Na pierwszy rzut oka, wydawał się być w porządku. Między nami zapadła nieco niezręczna cisza, której żadne nie ważyło się przerwać.
-Alex mógłbyś podejść do kuchni, mamy mały problem... -w końcu pojawiło się wybawienie i podeszła do nas jedna z kelnerek.
-Tak, jasne, zaraz przyjdę -przeniósł na nią wzrok, po czym dziewczyna się oddaliła. -Będę musiał cię przeprosić.
-Pewnie, rozumiem -ciepło się uśmiechnęłam.
-Zobaczymy się później -odwzajemnił gest i poszedł w kierunku, w którym poprzednio udała się kelnerka. Tym oto sposobem, znów zostałam sama. Nie na długo jednak. Chwilę później moim oczom ukazała się niewysoka brunetka.
-Ty musisz być Zoe -entuzjastycznie bardziej stwierdziła niż zapytała.
-Tak? -niepewnie odpowiedziałam.
-Jestem Gemma -wyciągnęła do mnie rękę, którą od razu uścisnęłam.
-Zoe, ale to już wiesz -posłałam jej uśmiech.
-Nieco o tobie słyszałam, ale postanowiłam sama sprawdzić, czy informacje się zgadzają.
-Jest ktoś, kto plotkuje na mój temat? -zapytałam zmieszana.
-Właściwie to słyszałam tylko tyle, że pomogłaś chłopcom wybrać materiał na płytę. Louis, delikatnie mówiąc, dodał tylko, że za tobą nie przepada...
-I vice versa -mruknęłam pod nosem.
-Też tak myślałam -lekko zachichotała, musiała więc usłyszeć to, co wcześniej powiedziałam. -Nie martw się, taki już jest -ciepło się uśmiechnęła.
-Dobrze go znasz?
-Jest w zespole z moim bratem już jakiś czas, coś tam o nim wiem -pokręciła głową.
-Twoim bratem? -uniosłam brwi, nie ukrywając zdziwienia.
-Harry -pokręciła oczami. Dopiero po jej odpowiedzi, zerknęłam na podobne dołeczki w policzkach i ten sam uśmiech. -Lubicie się?
-Wiesz, chyba wolimy nie wchodzić sobie w drogę -niepewnie się uśmiechnęłam, unikając odpowiedzi.
-Nie dziwię się, kto by z nimi wytrzymał -wywróciła oczami, na co tylko zachichotałam.
-Widzę, że poznałaś już moją siostrę -zjawił się Harry i położył mi rękę na ramieniu. Po całym ciele od razu przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
-Próbuję oczyścić swój wizerunek, nie wiem, co o mnie nagadaliście -cwaniacko się uśmiechnęłam.
-Ja nic, co nie byłoby prawdą, wypraszam sobie -wyciągnął ręce w geście obrony.
-Nie tłumacz się -wywróciłam oczami.
-Styles, mógłbyś nam nie przeszkadzać? -wtrąciła Gemma. -Jesteśmy na etapie obgadywania ciebie, byłoby miło, gdyby ciebie nie było -sztucznie się do niego uśmiechnęła.
-Taa, już spadam -odpowiedział zrezygnowany. -Jest tylko jedna sprawa, chcemy się tak jakby stąd ulotnić i idziemy do klubu. Chętne? -spojrzał na swoją siostrę, a następnie przeniósł wzrok na mnie.
-Pewnie, czemu nie -odpowiedziała entuzjastycznie Gemma. Zdążyłam się już zorientować, że jest raczej energiczną osobą. -Zoe, idziesz z nami, prawda?
-Nie daj się prosić -powiedział Harry, widząc, że się waham.
-Zgoda -niepewnie przytaknęłam.
-Świetnie, w takim razie już wam nie przeszkadzam -Styles zaczął się oddalać.
-W końcu się stąd zwiniemy -głośno westchnęła, tak jakby spadł jej kamień z serca. Szczerze mówiąc, w moim przypadku nie było inaczej. Wolałam już iść na imprezę, gdzie znajduje się więcej ludzi w moim wieku, a muzyka nie przypomina tej pogrzebowej.