środa, 4 lutego 2015

4 'Zoe, idziesz z nami, prawda?'

Równo o siedemnastej trzydzieści, pod nasz dom podjechał samochód. Razem z tatą, wsiadłam do niego, prosząc Boga, by jeszcze nie zaczęty się wieczór już dobiegł końca. 
Dom, pod który podjechaliśmy, nie wydawał się być duży. Dowiedziałam się o jego niepozorności dopiero, gdy przekroczyłam próg. Drzwi otworzył nam mężczyzna w średnim wieku, zapraszając do środka. Już wtedy dostrzegłam mieniące się, wysoko zawieszone żyrandole i wielki, elegancki hol. To właśnie tam zaczęły docierać do nas dźwięki muzyki, która dobiegała z pomieszczenia znajdującego się gdzieś głębiej. Oddaliśmy swoje kurtki wcześniej wspomnianemu mężczyźnie, a później udaliśmy się we wskazanym przez niego kierunku. W, jak mniemam, salonie znajdowało się już około piętnastu osób, rozmawiających w niedużych grupkach. Nie zauważyłam jednak głównych bohaterów dzisiejszej imprezy, co szczerze mówiąc było mi na rękę.
-Poczekasz chwilkę, pójdę się przywitać? -zapytał tata, lekko się nade mną pochylając. Nic nie odpowiedziałam, tylko twierdząco kiwnęłam głową. Ojciec udał się w kierunku grupy rozmawiających ze sobą mężczyzn, ja natomiast nadal stałam w tym samym miejscu, zwracając uwagę na urządzenie wnętrza, w którym akurat przebywałam. Mój wzrok przyciągnęły szczególnie złote wykończenia foteli, idealnie komponujące się z błyszczącym żyrandolem, wiszącym nad moją głową.
-O już jesteś, świetnie, myślałem, że nie zdążysz! -podszedł do mnie nieznajomy mężczyzna, kładąc rękę na ramieniu. Lekko podskoczyłam, gdyż nie zauważyłam wcześniej, że ktoś się zbliża.
-Słucham? -uniosłam brwi i zapytałam zdziwiona.
-Anne, prawda? Chodź do kuchni, musisz nam pomóc przygotować jeszcze przekąski -chwycił za moją rękę z zamiarem zaprowadzenia mnie do kuchni.
-Nie, to jakaś pomyłka -nerwowo się zaśmiałam i wyrwałam swoją rękę z jego uścisku.
-Nie jesteś Anne? -uniósł jedną brew.
-Nie.
-W takim razie co tutaj robisz? Masz jakieś... dwadzieścia lat -wzdrygnął ramionami, -a z tego co wiem, mają być tutaj same grube ryby.
-Dla ścisłości, mam dziewiętnaście lat i nie jestem żadną grubą rybą -sztucznie się do niego uśmiechnęłam. -A ty następnym razem mógłbyś wykazać się większą delikatnością -pogłębiłam nadal sztuczny uśmiech.
-Przepraszam, to nie był dobry początek z mojej strony. Zacznijmy od nowa, jestem Alex -wyciągnął do mnie rękę. Tajemniczo na niego spojrzałam, po czym zdecydowałam się ją jednak uścisnąć.
-Zoe -przyjaźnie uniosłam kąciki ust. -Skoro ty też nie jesteś grubą rybą, to co tu robisz?
-Nadzoruję catering, ktoś musi. Mamy problem z jedną z kelnerek, myślałem, że to ty, jeszcze raz przepraszam.
-Nic się nie stało. Szczerze mówiąc wolałabym, gdyby w ogóle mnie tu nie było...
-Grube ryby to nie twój klimat?
-Mniej więcej -wzruszyłam ramionami.
-W takim razie jedziemy na tym samym wózku, ale pogadamy o tym innym razem. Muszę wracać do pracy.
-Jasne, rozumiem -ciepło się uśmiechnęłam.
-Miło było cię poznać -odwzajemnił mój gest.
-Ciebie również.
-Do zobaczenia później -lekko przytaknęłam i odwróciłam się w stronę zbliżającego się taty.
-Ładnie, ładnie. Jesteśmy tu dopiero od pięciu minut, a ciebie już ktoś podrywa -powiedział zaraz po tym, jak zniknął Alex. W odpowiedzi wywróciłam tylko oczami.
-Coś drętwa ta impreza -zmieniłam temat. -Będziemy tutaj tak tylko stać?
-Nie, za chwilę powinni pojawić się chłopcy. Przesłuchamy razem płytę -uśmiechnął się.
-A potem będę mogła w końcu iść do domu? -zapytałam z nadzieją, szerzej otwierając oczy.
-Zoe, błagam, nie masz pięciu lat -głęboko westchnął.
-Może właśnie dlatego nie powinno mnie tu być? -uniosłam brwi.
-A może twoje poprawki są dobre i przyczyniłaś się do tej płyty? To tylko głupia kolacja, nie musisz z nimi rozmawiać -położył mi rękę na ramieniu. -Zrobisz dla mnie choć tyle?
-Tak -lekko westchnęłam i pokręciłam głową. W tym samym momencie mój ojciec przeniósł wzrok na inny punkt. Kiedy zrobiłam to samo, moim oczom ukazały się wielkie gwiazdy, które przybyły lekko spóźnione na własną imprezę. No tak, przecież wypada chwilę się spóźnić.

*
-To by było na tyle. Osobiście jestem bardzo zadowolony z efektu końcowego. Wszyscy bardzo ciężko pracowaliśmy nad tą płytą i mamy nadzieję, że osiągnie jeszcze większy sukces niż poprzednie -Harry powoli kończył swoje przemówienie. -Wszyscy jak tutaj stoicie, po części przyczyniliście się do tego, w jakim miejscu jesteśmy dzisiaj, dlatego w imieniu chłopców i swoim bardzo wam dziękujemy -wzniósł w górę kieliszek szampana, który trzymał w dłoni. -Wasze zdrowie!
Mimo, że nigdy nie lubiłam takich imprez i sztucznego uśmiechania się, uniosłam lekko w górę swój kieliszek i upiłam z niego nieco alkoholu. Po toaście zostaliśmy zaproszeni na kolację. Wszyscy goście uczestniczący w imprezie przeszli do wielkiej jadalni, w której czekał poczęstunek. Zajęłam miejsce między swoim ojcem a Niallem.
Po kolacji znów wróciliśmy do poprzedniego pomieszczenia i ludzie podzielili się na małe grupki. Nie miałam zamiaru trafić do żadnej z nich, dlatego stanęłam tuż obok fortepianu stojącego na uboczu i obserwowałam wszystkich gości.
-Będziesz sama tutaj tak stała? -usłyszałam za sobą znajomy głos. Od razu odwróciłam wzrok.
-Nie powinieneś zająć się gośćmi? -uniosłam brwi.
-Mam małą przerwę -tajemniczo spojrzał na mnie z góry. Był ode mnie wyższy. I to dużo. Właściwie, od razu mnie zaintrygował, mimo że znam go dopiero od jakiś dwóch godzin. Alex był jednym z tych facetów, na których zwraca się uwagę od samego początku. Starałam się ukradkiem patrzeć na niego cały czas podczas kolacji. Na pierwszy rzut oka, wydawał się być w porządku. Między nami zapadła nieco niezręczna cisza, której żadne nie ważyło się przerwać.
-Alex mógłbyś podejść do kuchni, mamy mały problem... -w końcu pojawiło się wybawienie i podeszła do nas jedna z kelnerek.
-Tak, jasne, zaraz przyjdę -przeniósł na nią wzrok, po czym dziewczyna się oddaliła. -Będę musiał cię przeprosić.
-Pewnie, rozumiem -ciepło się uśmiechnęłam.
-Zobaczymy się później -odwzajemnił gest i poszedł w kierunku, w którym poprzednio udała się kelnerka. Tym oto sposobem, znów zostałam sama. Nie na długo jednak. Chwilę później moim oczom ukazała się niewysoka brunetka.
-Ty musisz być Zoe -entuzjastycznie bardziej stwierdziła niż zapytała.
-Tak? -niepewnie odpowiedziałam.
-Jestem Gemma -wyciągnęła do mnie rękę, którą od razu uścisnęłam.
-Zoe, ale to już wiesz -posłałam jej uśmiech.
-Nieco o tobie słyszałam, ale postanowiłam sama sprawdzić, czy informacje się zgadzają.
-Jest ktoś, kto plotkuje na mój temat? -zapytałam zmieszana.
-Właściwie to słyszałam tylko tyle, że pomogłaś chłopcom wybrać materiał na płytę. Louis, delikatnie mówiąc, dodał tylko, że za tobą nie przepada...
-I vice versa -mruknęłam pod nosem.
-Też tak myślałam -lekko zachichotała, musiała więc usłyszeć to, co wcześniej powiedziałam. -Nie martw się, taki już jest -ciepło się uśmiechnęła.
-Dobrze go znasz?
-Jest w zespole z moim bratem już jakiś czas, coś tam o nim wiem -pokręciła głową.
-Twoim bratem? -uniosłam brwi, nie ukrywając zdziwienia.
-Harry -pokręciła oczami. Dopiero po jej odpowiedzi, zerknęłam na podobne dołeczki w policzkach i ten sam uśmiech. -Lubicie się?
-Wiesz, chyba wolimy nie wchodzić sobie w drogę -niepewnie się uśmiechnęłam, unikając odpowiedzi.
-Nie dziwię się, kto by z nimi wytrzymał -wywróciła oczami, na co tylko zachichotałam.
-Widzę, że poznałaś już moją siostrę -zjawił się Harry i położył mi rękę na ramieniu. Po całym ciele od razu przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
-Próbuję oczyścić swój wizerunek, nie wiem, co o mnie nagadaliście -cwaniacko się uśmiechnęłam.
-Ja nic, co nie byłoby prawdą, wypraszam sobie -wyciągnął ręce w geście obrony.
-Nie tłumacz się -wywróciłam oczami.
-Styles, mógłbyś nam nie przeszkadzać? -wtrąciła Gemma. -Jesteśmy na etapie obgadywania ciebie, byłoby miło, gdyby ciebie nie było -sztucznie się do niego uśmiechnęła.
-Taa, już spadam -odpowiedział zrezygnowany. -Jest tylko jedna sprawa, chcemy się tak jakby stąd ulotnić i idziemy do klubu. Chętne? -spojrzał na swoją siostrę, a następnie przeniósł wzrok na mnie.
-Pewnie, czemu nie -odpowiedziała entuzjastycznie Gemma. Zdążyłam się już zorientować, że jest raczej energiczną osobą. -Zoe, idziesz z nami, prawda?
-Nie daj się prosić -powiedział Harry, widząc, że się waham.
-Zgoda -niepewnie przytaknęłam.
-Świetnie, w takim razie już wam nie przeszkadzam -Styles zaczął się oddalać.
-W końcu się stąd zwiniemy -głośno westchnęła, tak jakby spadł jej kamień z serca. Szczerze mówiąc, w moim przypadku nie było inaczej. Wolałam już iść na imprezę, gdzie znajduje się więcej ludzi w moim wieku, a muzyka nie przypomina tej pogrzebowej.

1 komentarz: