niedziela, 22 lutego 2015

5 'Chodźmy stąd'

-Masz ochotę na jeszcze jednego? -Gemma krzyknęła mi do ucha, gdyż klubowa muzyka zagłuszała prawie wszystko, co starała się powiedzieć. Mimo iż chłopcy zabrali nas do strefy VIP, nadal nie dało uniknąć się głośnych dźwięków. W sumie nie było się czemu dziwić, to jeden z najbardziej obleganych klubów w Londynie. Aktualnie w boksie znajdowałam się tylko z Gemmą i Niallem, reszta ruszyła na parkiet. Do tej pory, zdążyłam się dowiedzieć, że siostra Styles jest mistrzynią sarkazmu i bardzo lubi wkurzać swojego brata. Było mi to na rękę, bo mnie samej nie zależało na niczym bardziej, niż na denerwowaniu One Direction. Na pytanie Gemmy odpowiedziałam tylko przeczącym ruchem głowy.
-Ale ja chętnie się napije, pójdę zamówić -znów przekrzyczała głośną muzykę i poderwała się z miejsca.
-Zatańczymy? -usłyszałam Nialla z naprzeciwka. Tylko przytaknęłam, nie chcąc tracić głosu i wstałam. Blondyn chwycił mnie za rękę, byśmy po drodze na parkiet nie zgubili się w tłumie i zaczął prowadzić. Kiedy w końcu znaleźliśmy trochę przestrzeni wśród tańczących, umieścił swoje dłonie na moich biodrach i zaczął wykonywać powolne ruchy w rytm muzyki. Zacisnęłam swoje ręce na jego karku i poddałam się muzyce. Nasze ciała lekko się kołysały i momentalnie zrobiło się gorąco. Nie dlatego, że Niall był całkiem przystojny i mogłam zatopić się w jego niebieskich tęczówkach. Spowodowane było to bardziej natłokiem ludzi, którzy znajdowali się w klubie i alkoholem, płynącym już w mojej krwi. Wszystko wokół zaczęło wirować, a uścisk na szyi Nialla powoli się rozluźniał. Szybko jednak postanowiłam się otrząsnąć i znów mocniej złączyłam dłonie. Po kilku minutach intensywnego tańca z Niallem, postanowiłam wrócić do stolika, gdyż moja głowa zamieniła się w tykającą bombę.
-Wszystko w porządku, nie wyglądasz za dobrze... -zaczęła Gemma, gdy zajęłam miejsce obok niej.
-Tak, tylko trochę kręci mi się w głowie -posłałam jej niepewny uśmiech. -Gdzie reszta? -zmieniłam temat.
-Zayn i Perrie już poszli, Louis tańczy z Eleanor a Liam z Sophią -Harry odpowiedział na moje pytanie. -Jesteś pewna, że wszystko okej?
-To nic takiego -słabo się uśmiechnęłam.
-Stawiam kolejkę, idziecie? -do boksu wpadł pijany już Louis i zaczął się drzeć.
-Pewnie! -Gemma od razu się poderwała.
-Niall? -Louis uniósł brew.
-Już idę!
-Harry, ty może zajmij się naszą koleżanką -powiedział do Stylesa, kiedy zauważył, że ten siedzi właśnie koło mnie. Zaraz po tym, oddalił się.
-Co ja mu takiego zrobiłam, że mnie nie lubi? -zapytałam sama siebie pod nosem.
-Nic nie zrobiłaś, on po prostu nie lubi, gdy za dużo ludzi wtrąca się do zespołu. Myśli, że nie jesteś ani muzykiem ani producentem, więc nie możesz wyrazić opinii na nasz temat. Nie przejmuj się nim, bo zwariujesz -pogładził moją dłoń i lekko uniósł kąciki ust. Znów przeszedł mnie dziwny dreszcz i znów mocniej zakręciło mi się w głowie. -Wszystko okej? -zapytał zaniepokojony.
-Wiesz, ja chyba pójdę do domu... -odpowiedziałam, przymykając oczy. Czułam, że zaraz odjadę, powieki wydawały się tak ciężkie, trudne do uniesienia.
-Chodźmy stąd -Harry wstał i przytrzymał mnie swoją silną dłonią. Droga na zewnątrz ciągnęła się w nieskończoność. Co chwila ktoś stawał nam na drodze, popychał lub zaczepiał. Do tego dochodził zapach przeróżnych alkoholi i papierosów. Bóg wie czego jeszcze. Od razu poczułam się lepiej, kiedy dotarło do mnie świeże powietrze. To było zupełnie jak zimny prysznic.
-Dzięki Bogu -powiedziałam z ulgą, wypełniając płuca czymś, co nie wiąże się z imprezą.
-Lepiej? -zapytał Harry, wciąż mnie przytrzymując.
-Tak, dziękuję -posłałam mu ciepły uśmiech, co od razu odwzajemnił.
-Samochód stoi za rogiem, ale nie mogę prowadzić. Będziesz miała coś przeciwko, jeśli się przejdziemy?
-Nie, świeże powietrze dobrze mi zrobi.
Z klubu do mojego domu na piechotę było jakieś pół godziny drogi, ale wieczór był całkiem ciepły. Niepokoiło mnie tylko to, że miałam do końca spędzić go z Harrym. Szliśmy, a właściwie wlekliśmy się w ciszy. Wcale mi to jednak nie przeszkadzało, ani trochę nie była ona niezręczna. Lekki wiatr plątał moje włosy a ja chichrałam się za każdym razem, kiedy niesforny kosmyk trafiał na czoło.
-My nadal się nie lubimy, prawda? -zapytał nieśmiało, przerywając ciszę. Nie odpowiedziałam nic, tylko spojrzałam na niego i zaczęłam się śmiać. -No co? -odpowiedział mi śmiechem, a na jego policzkach pojawiły się dwa dołeczki. -Tylko się upewniam -wciąż nie przestawał się śmiać. Ja natomiast znów przeniosłam wzrok na swoje stopy, które niesfornie stawiałam w jednej linii. Obok słyszałam tylko pojedyncze chichoty Harrego.
-Możesz przestać się ze mnie śmiać? -zatrzymałam się i spojrzałam na niego z miną zbitego psa.
-Nie umiesz stawiać nóg w jednej linii, nie gdy jesteś pijana -cały czas się chichrał.
-Nie jestem pijana -oburzyłam się. -No może trochę -dodałam niepewnie po tym, jak się zachwiałam. Byłam blisko upadku, na szczęście Harry znów wykazał się silną ręką. -Dzięki -mruknęłam, nieśmiało na niego patrząc.
-Nie ma sprawy -uniósł kąciki do góry. -Jesteś pewna, że dasz radę dojść do domu? -zapytał lekko zmartwiony moim stanem.
-Tak, przecież nic mi nie jest -uśmiechnęłam się pewnie, jednak kilka sekund później potknęłam się o własne nogi.
-No rzeczywiście ci nic nie jest -zaśmiał się.
-To tylko przez te szpilki -usprawiedliwiłam się. -Najchętniej bym je ściągnęła -westchnęłam.
-Chodź tu -'zatrzymał' mnie i przykucnął przede mną.
-Harry, co ty robisz? -zapytałam rozbawiona.
-Próbuję zapobiec twojemu samobójstwu przez założenie tych butów. Wskakuj -zaśmiałam się.
-Nie, Harry -odpowiedziałam, próbując zakryć mój uśmiech.
-Wskakuj, albo zaraz zabiorę cię na ręce i sam zaniosę do domu -zaczął się śmiać, jednak nadal się pochylał. -No dalej, Zo.
-Jeśli się połamiesz to będzie tylko i wyłącznie twoja wina, okej?
-Nie ma sprawy, biorę wszystko na siebie.
Zaśmiałam się i ściągnęłam swoje buty, a następnie wskoczyłam mu na plecy.
-Od razu lepiej -powiedziałam przekładając obuwie do lewej ręki.
-No i teraz mam pewność, że się nie wywalisz i nie wlecisz pod nadjeżdżający samochód.
-Haha dzięki za troskę -dodałam do wypowiedzi nieco sarkazmu.
Wygodnie ułożyłam się na plecach Harrego i obserwowałam okolicę, kiedy to on martwił się o to, gdzie idziemy. Wokół nie było nikogo. Nie znajdowaliśmy się bowiem blisko centrum Londynu, dlatego ulice były puste.
-Nie za wygodnie ci tam? -spojrzał na mnie od boku, kiedy położyłam na nim swoją głowę.
-Wręcz przeciwnie, masz niewygodne barki.
-Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale ja wcale nie muszę tego robić. Mogę odstawić cię na ziemię, a dalej pójdziesz sama.
-Nie, twoje barki są lepszą opcją -poklepałam go po głowie.

*

-Wejdziesz do środka? -zapytałam, kiedy w końcu znaleźliśmy się na werandzie.
-Boisz się, że nie trafisz do własnego pokoju?
-Daj spokój, nie jestem pijana -wywróciłam oczami.
-Tak, wiem. Tylko trochę -zaśmiał się.
-Nie mam zamiaru dalej się o to kłócić, wchodzisz czy nie? -wyciągnęłam klucze z torebki i wsadziłam jeden do zamka w drzwiach.
-Skoro zapraszasz, nie wypada odmówić.
-Tylko cicho, tata pewnie śpi -nacisnęłam klamkę i powoli otworzyłam drzwi. Po przekroczeniu progu, zapaliłam lampkę stojącą na komodzie i odwiesiłam marynarkę na wieszak. Ruchem ręki zaprosiłam Harrego wgłąb domu. Staraliśmy się dotrzeć do mojego pokoju najciszej, jak tylko było to możliwe. Niestety w domu było całkiem ciemno, a żadne z nas nie było do końca trzeźwe, dlatego cały czas potykaliśmy się na schodach, na co reagowałam tylko chichotem. Zresztą, idący za mną Harry robił dokładnie to samo. W końcu dotarliśmy na górę. Czekał nas teraz tylko długi korytarz do przebycia, byśmy w końcu znaleźli się w moim pokoju. Stawiałam stopy na zimnej podłodze najciszej, jak tylko mogłam. Mój korytarz, który pokonuję codziennie, tamtej nocy wydawał się sto razy dłuższy. W końcu jednak, stanęłam przed drzwiami pokoju. Zaraz po ich otworzeniu, nacisnęłam włącznik światła. Momentalnie poraziło mnie jasne światło i nareszcie widziałam to, gdzie się znajduję i co robię. Zmęczona, rzuciłam buty w kąt, a sama padłam na łóżko.
-Rozgość się -rzuciłam do Harrego, lekko unosząc głowę. Zaraz po tym jednak, znów wygodnie ułożyłam ją na materacu.
-Całkiem przytulnie tu masz -stwierdził, rozglądając się po pokoju. -Sama je robiłaś? -wskazał na zdjęcia, wiszące na ścianie.
-Mhm -mruknęłam pod nosem, -po jednym z każdego kraju, w którym byłam.
-Dużo tego...
-Tata często wyjeżdża, zresztą z pewnością o tym wiesz. Czasem zabiera mnie ze sobą -znów uniosłam głowę i uśmiechnęłam się do Harrego.
-Pewnie -lekko przytaknął. -A te? -jego palec wskazał pojedyncze zdjęcia, poprzyczepiane małymi klamerkami tuż nad moim łóżkiem.
-Rodzina, przyjaciele, miłe wspomnienia...
-Nie zaliczam się ani do rodziny, ani pewnie do przyjaciół, ale chcę się tam znaleźć -usiadł koło mnie.
-Chyba żartujesz, jako co? Miłe wspomnienie? -uniosłam brwi.
-Wypraszam sobie, nie zapominaj, kto cię tu przyniósł.
-Nie ma mowy -przecząco pokręciłam głową.
-Oh no dalej, to tylko jedno zdjęcie
-Tylko jedno -zagroziłam mu palcem.
-Ale powiesisz je tam? -teraz to on uniósł brwi.
-Nie wiem -wzdrygnęłam ramionami, -zastanowię się.
Zaraz po tym wstałam z łóżka i sięgnęłam po aparat leżący na komodzie. Harry od razu zainteresował się sprzętem i wziął go w swoje dłonie.
-Uśmiech? -nic nie odpowiedziałam, tylko się zaśmiałam i wywróciłam oczami. Chwilę później oboje spojrzeliśmy w obiektyw, a Harry zrobił zdjęcie. -Widzisz, nie bolało.
-A mogło -dźgnęłam go w bok.
-Uważaj sobie koleżanko -zagroził mi palcem.-Bo co? -zachichotałam.
-Mogę oddać -wytknął mi język i oddał dźgnięciem. Zaczęłam się tylko głośniej śmiać, nie móc powstrzymać Harrego. Był silniejszy ode mnie, to chyba oczywiste. Nie mogłam wydostać się spod jego ciała, chociaż bardzo chciałam. Mój śmiech był nieopanowany. Wręcz krztusiłam się powietrzem.
-Ciszej, mój ojciec się obudzi -próbowałam mówić przez śmiech.
-Ależ ja jestem cicho, to ty się drzesz -cwaniacko się uśmiechnął, nie przestając mnie dźgać.
-Harry przestań, proszę -starałam się jak najciszej na niego krzyczeć.
-Ale zawiesisz zdjęcie?
-Daj spokój, nie zasłużyłeś na to -ciągnęłam, dalej dławiąc się powietrzem.
-W takim razie to będzie dłuuuuuuga noc -mocniej przyparł na mnie swoim ciałem i kolejny raz wbił palec w mój bok.
-Okej, okej, wystarczy. Zawieszę to głupie zdjęcie -poddałam się w końcu.
-Dobra dziewczynka -głupio się uśmiechnął i zszedł ze mnie, kładąc się obok.
-Powinnam być wredna i oto nie pytać, ale napijesz się herbaty? -zapytałam, spoglądając na niego od boku. Przekręcił głowę i lekko przytaknął. -W takim razie zaraz wracam, a ty zdejmij buty, jeśli chcesz leżeć na mojej białej pościeli -wstałam i wskazałam palcem na jego stopy.
-Tak, szefie -odpowiedział niechętnie.
Wyszłam z pokoju i oświetlając sobie drogę telefonem, udałam się do kuchni. Tam wstawiłam wodę i wsadziłam torebki z herbatą do kubków. W czasie, kiedy gotowała się woda, odblokowałam telefon i odwiedziłam twittera. Oprócz gróźb i życzeń mi śmierci od fanek One Direction, co stało się już codziennością, zauważyłam też tweeta od Nialla, który chciał się upewnić, czy wszystko okej.
"@NiallOfficial: @ZoeSmith wszystko okej? Dotarłaś bezpiecznie do domu? xx"
Bez zastanowienia odpowiedziałam:
"@ZoeSmith: @NiallOfficial tak, miałam niezłą eskortę ;) Do zobaczenia niedługo xx"
Zdążyłam przeczytać jeszcze kilka tweetów, kiedy woda w czajniku zaczęła się gotować. Wlałam wrzątek do kubków i po dodaniu cukru, zamieszałam. W pokoju znalazłam się dopiero jakiś czas później, bo musiałam wymyślić, jak się tam dostać jednocześnie: widząc drogę, nie budząc ojca i niosąc wrzątek w dwóch rękach. Zastałam tam Harrego, w takiej samej pozycji, jak przed moim wyjściem, tyle że nie miał już na sobie butów i... spał. Przed moim przyjściem zdążył jednak zawiesić zdjęcie nad łóżkiem. Kiedy je zobaczyłam, uśmiechnęłam się pod nosem i wywróciłam oczami.
-Harry... -podeszłam bliżej -nie śpij... -nic nie odpowiedział.Tylko pomruczał coś pod nosem i odwrócił się w drugą stronę. -No to chyba sobie nie pogadamy -wzdrygnęłam ramionami.
Delikatnie usiadłam na łóżku, starając się nie budzić Harrego i zaczęłam się zastanawiać, co ze sobą zrobić. Ostatecznie, po spojrzeniu na zegarek, który wskazywał kwadrans do czwartej, postanowiłam położyć się spać. Znów wstałam z miejsca i po upewnieniu się, że Harry na mnie nie patrzy, zdjęłam z siebie sukienkę. Szybko założyłam luźną, nieco za dużą koszulkę i z powrotem wróciłam do łóżka. Najpierw przykryłam Harrego kocem, potem siebie kołdrą. Czułam się dość niekomfortowo, leżąc na wznak, kiedy koło mnie znajdował się on. Kręcił mnie. I to cholernie, ale przecież "się nie lubimy", nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz